Gość w imię wyższego celu kolaczacego w głowie niezłomnie wyrzekł się przysięgi wojskowej, poddania wodzowi i czynnego uczestniczenia w wojnie, nawet w postaci osoby szpitalnej.
Wyrzekł się tym samym rodziny, która niech se zapieprzal na roli sama a córki niech patrzą na umęczona życiem matkę i wszystko jedno, co z nich wyrośnie.
Oczywiście ktoś słusznie napisze, że tak zdecydowały fatalny los i rzeczywistość, natomiast nic nie tłumaczy bulwersującego egoizmu bohatera, któremu i tak te bydlęce sołdaty szły na rękę proponując minimalny udział w wojnie.
Jestem strasznie rozczarowany formą mimo kapitalnych ujęć, klimatu i obiektywnego ukazania rzeczywistości. Strasznie męczący film.
Ja się zgadzam z opinia o egoizmie. Dlaczego? Bo przynajmniej w filmie rzecz rozchodziła się o wypowiedzenie słów i pójściu na służbę do szpitala polowego. Totalnie nie zrozumiem działań tego człowieka. Tu miał realne kochające go istoty z czego swoje dzieci powołał on sam na świat. Był za nie odpowiedzialny. Czymże było wypowiedzenie swojej kwestii i poczuć się na chwilę jak aktor na scenie życia a potem być może spędzenie tego czasu na pomocy rannym żołnierzom, by wrócić bezpiecznie do rodziny,wobec której też złożyło się przysięgę? Zauważasz różnicę?