To nie jest ten typ komedii, który ma wywoływać w odbiorcy salwy śmiechu. Francuskie komedie mają swój klimat, są bardzo refleksyjne, z lekką nutą melancholii. Żeby jednak dostrzegać takie niuanse, to trzeba obejrzeć coś więcej niż American Pie.

W facecie oglądającym co rusz swój członek trudno było mi dostrzec tę nutę melancholii. Nie jest to klimat francuski, taki choćby jak z adaptacji utworów Maurice Pagnol. American Pie nigdy nie widziałem. American Beauty, American Honey owszem. Oba filmy bardzo cenię.

Tyle, że problem braku erekcji jest w filmie marginalny i jedynie dopełniający życiową klęskę bohatera, spowodowaną ogólnym nieprzystosowaniem społecznym. Ja widzę przede wszystkim jego zagubienie i kompilację niekorzystnych wydarzeń, a nie walkę z impotencją.

Dobrze. Pozostańmy przy swoich opiniach. Dla mnie Vincent Lacoste to nie Daniel Auteuil, a Antoine de Bary to nie Francois Veber z filmem Le Placard, wzorem inteligentnej francuskiej komedii, z nutką melancholii właśnie.

Dobrze. Niech tak będzie.

Popieram, tyle że ja nie znoszę tego aktora - odtwórcę głównej roli. Obejrzałem przede wszystkim dla Noée Abity, bo pomimo tego, że w większości filmów się obnaża, to dziewczyna ma potencjał aby zostać bardzo dobrą aktorką. Sam filmów tyłka nie urywa. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale odkąd zaliczył, to nagle zaczęło mu się układać w życiu. I o tym chyba był ten film, popraw mnie jeśli się mylę. 4/10.