Przytłaczająca ballada wymalowana za pomocą wieloznacznych obrazów. To jak kolejne wizje przechodzą w siebie, odkrywając nowe znaczenia trzeba zobaczyć na własne oczy. Eiichi Yamamoto nie czuje bowiem by jego sztuka miała granice. Raz obraz przypomina prog rockowy videoclip, a kiedy indziej zmienia się w rysunkową pornografię. Wszystko jest jednak pod kontrolą, gdyż zarówno opowieść, jak i jej symboliczne znaczenie, śledzi się z równym zainteresowaniem. Finalnie mamy do czynienia z znaczącym dokonaniem w dziedzinie animacji filmowej. Gdybym miał wskazać słabe strony dzieła to byłoby to tylko zakończenie: osobiście uciąłbym "Belladonnę Smutku" w momencie gdy widzimy twarze w tłumie. To na tyle sugestywna scena, iż nie należało nic więcej dopowiadać.